Marcin Wolski Marcin Wolski
1031
BLOG

Marcin Wolski, "Cud nad Wisłą" – odcinek dwudziesty dziewiąty

Marcin Wolski Marcin Wolski Polityka Obserwuj notkę 0

 

 

V.

 

Cisza przed burzą

 


Jeśli ktoś spodziewał się, że nazajutrz po powołaniu rządu Szwendały i jego powrocie do kraju z papieskim błogosławieństwem historia ruszy z kopyta, bardzo się pomylił. Owszem, już po tygodniu pierwsze jaskółki zmian zagościły na ekranie telewizji, a trzpiotka aktoreczka przy pierwszej okazji wypaliła podczas wywiadu, że „4 czerwca skończył się w Polsce komunizm”. Wyświetlano zabronione do niedawna filmy z osławionym Jamesem Bondem i nie mniej wrogą moralności komunistycznej „Emmanuelle”, a większość studiów zaczęła się otwierać przed nowymi formami debaty i publicystyki.

Oczywiście najszybciej dorywali się do głosu naprędce przefarbowani wyjadacze wszelkich odnów, poczciwe oszołomy przepojone misją, gotowe gadać na każdy temat, dawno zaprogramowani, choć nieco pogubieni tajni współpracownicy oraz wszelkiej maści polityczni ekshibicjoniści. Nastał czas niekończących się dyskusji, debat i sporów, co w dużym stopniu miało zastępować realne zmiany. Tych było ciągle niewiele.

Profesor Leszek Walutowicz pracował nad planem reform, na których temat rozchodziły się sprzeczne opowieści, choć przewrócenie kapitalizmu było najmniej prawdopodobną wersją, a związki zawodowe prześcigały się w licytacji żądań dotyczących płac i indeksacji. Za to jakoś nie słychać było o rewolucyjnych zmianach kadrowych. Inna sprawa, że samorzutna dekompozycja dotychczasowego układu postępowała dalej. Oddolnie. Trudno o lepszy znak czasu niż uchwała kierownictwa cenzury domagającą się swego rozwiązania.

Dla towarzyszki Amelii Barczewskiej nastał czas koszmaru na jawie. Od zawsze do przywódców partii i rządu miała nieomal coś, co można nazwać seksualnym nastawieniem. Już jako nastolatka czuła magiczny pociąg do przypominającego tłustą gąsienicę wąsika towarzysza Bolesława Bieruta. Władysław Gomułka oglądany w telewizorze emanował w jej odczuciu wręcz ojcowskim ciepłem, nawet wówczas, gdy nawoływał, aby karać warchołów i wichrzycieli. Nigdy nie przyznała się, że Ryszard Barczewski poderwał ją tylko dlatego, że miał identyczny seksowny jeżyk jak Edward Gierek. Choć gdy się poznawali, Gierek był dopiero dynamicznym sekretarzem śląskiej organizacji partyjnej. Jednak już wówczas robił na pannie Richter wrażenie swą stanowczością, rolą dobrego gospodarza i umiłowaniem porządku. A porządek Amelia ceniła sobie od najmłodszych lat. Nie pamiętała tylko, czy zawdzięczała to zakonnicom, które zajęły się żydowskim niemowlęciem przerzuconym przez mur getta, temu, że ją ochrzciły i usiłowały bez powodzenia uczynić katoliczką, czy światłym wychowawcom z zakładu opiekuńczego prowadzonego przez TPD, który przejął opiekę nad sześcioletnią dziewczynką w miejsce zakonnic wyrzuconych na śmietnik historii.

Lubiła jednoznaczne formuły, między innymi dlatego podobała jej się jasna jak konstrukcja cepa filozofia marksistowska, a wierność partii dawała jej stałe poczucie bezpieczeństwa. I dlatego, nie ma co ukrywać, mimo że już miała swoje lata i nie była skłonna podniecać się byle czym, fascynowała ją prosta niczym struna sylwetka generała Karuzelskiego. Bardzo też pragnęła wniknąć w jego oczy ukryte zazwyczaj za ciemnymi szkłami, choć w czasie spotkań w redakcji widywała go także bez szkieł. Zawsze szarmancko całował ją w rękę i pamiętał jej imię.

W pierwszych dniach powstawania „Solidności” czuła się trochę zagubiona, i kto wie, gdyby pracowała w innej redakcji, mogłoby ją zmieść na bezdroża anarchosyndykalizmu, co przydarzyło się wielu kolegom z „Boliwtyki” . Na szczęście w „Sołdacie swobody” panowała atmosfera wojskowego obozu niepozwalająca na rozłażenie się po bokach i inteligencką miękkość. Zresztą kiedy po Stanisławie Muchomorze ster partii przejął towarzysz generał, jakiekolwiek wahania zanikły.

 

Na następny odcinek zapraszamy jutro o godzinie 17. Książka jest dostępna w sprzedaży od września.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka