Marcin Wolski Marcin Wolski
1012
BLOG

Marcin Wolski, "Cud nad Wisłą" – odcinek dwudziesty ósmy

Marcin Wolski Marcin Wolski Polityka Obserwuj notkę 4

 

 

Kolejką podmiejską pojechał do Falenicy, gdzie znajdowała się kolonia profesorska. Porankiewicz starszy od Barczewskiego ledwie lat dwadzieścia nosił patriarchalną brodę i mówił tubalnym głosem, niekiedy zacinając się, choć owe zacinanie nie miało wiele wspólnego z charakterystycznym jąkaniem Pysznika.

Profesor interesował się stanem jego pracy magisterskiej. Kamil lekko zakłopotany wyznał, że nie poświęcał jej wiele czasu, bo od początku kampanii wyborczej, kiedy biegał z ulotkami kandydatów „Solidności”, nie miał głowy do ślęczenia w starych gazetach. Ku zaskoczeniu Porankiewicz nawet go nie zbeształ.

– Bardzo dobrze się stało – powiedział. – O zjednoczeniu ruchu robotniczego w Polsce niespecjalnie da się dużo wymyślić, a dokumenty politbiura i X Departamentu nieprędko trafią do rąk naukowców. Jeśli jednak na dobre nie zacząłeś, można by pomyśleć o zmianie tematu... Co byś powiedział o takim pomyśle: „Opozycja antyustrojowa w Polsce w latach 60- i 70-tych”? Temat dziewiczy, fascynujący, kontrowersyjny... Choć chłopaki z kręgu twej gazety już ostrzą zęby, aby w całości go zawłaszczyć.

– Temat mi się podoba, tylko trudno będzie go ruszyć bez dostępu do archiwaliów.

– Na początek możesz rozmawiać ze świadkami epoki, członkami Klubu Kanciastego Koła, kombatantami Marca, weteranami „Prądu”, działaczami trzech głównych nurtów opozycyjnych przed Sierpniem... Trzeba szybko rozmawiać z ludźmi dysponującymi wiedzą, bo później okazuje się, że życie człowieka jest bardzo krótkie... A co do archiwaliów. Rozmawiałem z Heniem Atlasowiczem. Jako minister edukacji jest również zwierzchnikiem archiwów państwowych... Jeszcze nie teraz, ale za parę miesięcy, kiedy nowa władza się umocni... być może dostaniesz się do zakazanego królestwa.

– Myśli pan, że się umocni?

– W każdej sprawie są dwie szkoły, „falenicka” i „otwocka” – jedna twierdzi, że wszystko się zmieni, druga – że nic.

– A pan do której z nich należy?

– Ja chociaż mieszkam w Falenicy, sądzę, że prawda leży w Świdrze.

– Czyli pośrodku.

– Powiedzmy… Zmieni się bardzo wiele, chociaż nie jesteśmy w stanie przewidzieć, co.

– Naprawdę?

– Niestety. Życie, mówiąc matematycznie, niesie zbyt wielką ilość zmiennych, żeby móc analizować je w sposób naukowy. Wydaje ci się, że uwzględniasz wszystkie czynniki – trendy ekonomiczne, stereotypy kulturowe, porządek polityczny. A tu trach, porządek polityczny może wywrócić jeden głupi zamach, nieplanowany wynalazek może sprawić, że dawne reguły gospodarcze staną na głowie, a jakaś moda, trend czy szaleństwo odmienią poglądy ludzi. Czy ktoś przewidywał upadek trzech cesarstw w wyniku Wielkiej Wojny, kiedy po strzałach w Sarajewie świat popadał w wojenną euforię?

– Józef Piłsudski.

– Udało mu się. Podobnie jak Winstonowi Churchillowi, który od początku zdawał sobie sprawę z ogromu komunistycznego zagrożenia. Ale nawet pobieżny rzut oka w przeszłość pokazuje, że dzieje to suma nieprzewidywalnych zaskoczeń. Nie przewidziano wagi bolszewickiego przewrotu ani skutków przejęcia władzy w Niemczech przez Hitlera. Przegapiono rewolucję młodzieżową, źle oceniono skutki dekolonizacji Afryki, świat zdumiał fenomen polskiej „Solidności”. Do dziś, jestem przekonany, amerykańscy analitycy nie mają scenariuszy na wypadek rozpadu imperium sowieckiego.

– Rozpadu? Co pan mówi.

– Dawnego imperium już teraz nie ma. Demoludy są praktycznie stracone, nie wiem tylko, czy zajmie to rok, czy dwa. Potem przyjdzie czas na Pribałtykę, Zakaukazie, islamską Azję Środkową... Oczywiście za jakiś czas Rosja odrodzi się jako nacjonalistyczne państwo, będzie zapewne usiłowała odbudować dawną pozycję, ale „obóz pokoju i socjalizmu”, jaki znamy, właśnie przechodzi do lamusa – patrząc na zaskoczone oblicze Barczewskiego, dodał jeszcze: – Możesz zanotować, co powiedziałem, i postawić dzisiejszą datę – tu wstał i podszedł do wiszącej na ścianie mapy świata, w której kraje socjalistyczne cechowały różne odmiany czerwieni i różu. – Właściwie należałoby tę mapę namalować na nowo. Za dwadzieścia czy trzydzieści lat będą się liczyły – zaczął wskazywać ręką – słabnące Stany, wschodzące Chiny, aspirujące do roli globalnej potęgi Indie i nieobliczalny świat islamu.

– Afryka i Ameryka Łacińska?

– Staną się polem rywalizacji wspomnianych głównych mocarstw.

– Brakuje mi tu miejsca dla Rosji i starych państw europejskich.

– Europa? Albo się zjednoczy, i to cała, albo stanie się zbiorem skansenów odwiedzanych przez turystów z reszty świata bez jakiegokolwiek wpływu politycznego.

– A my?

– Zapewne zostaniemy jej znaczącym pełnoprawnym członkiem i jakąś szansą przed kompletnym strupieszeniem. Widzę, że ciągle patrzysz na Rosję. Tak, to wielka niewiadoma. Badaniu jej historii, krwawych czystek i konwulsyjnych paroksyzmów poświęciłem większość mego życia. Dziś wiem, że nic nie wiem. Zapewne ma przed sobą dwie drogi. Okcydentalną, demokratyczną – co przyniesie zagładę tradycyjnej „duszy rosyjskiej” wraz z wielkoruskim szowinizmem, albo orientalną autorytarną, zakończoną utratą większości terytoriów wschodnich, z państwowością ograniczoną do zachodnich guberni, których zakres suwerenności będzie wyznaczany przez jarłyk „żółtego hegemona”... – tu przerwał i widząc, jak Kamil słucha jego proroctwa z szeroko rozwartymi ustami, roześmiał się i odszedł od mapy. – Zdaje się, że pomyliłem rolę promotora z funkcją proroka. Ale dość tego filozofowania. Na zachętę do nowych naukowych zadań dostaniesz ode mnie kieliszek domowej nalewki, a w zamian opowiesz mi kilka najnowszych kawałów, jakie krążą po Warszawie.

 

Opóźnienie odcinka wynika z problemów technicznych. Przepraszamy. Na następny odcinek zapraszamy w poniedziałek o godzinie 18. Książka jest dostępna w sprzedaży od września.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka