Marcin Wolski Marcin Wolski
617
BLOG

Marcin Wolski, "Cud nad Wisłą" – odcinek dwudziesty piąty

Marcin Wolski Marcin Wolski Polityka Obserwuj notkę 1

 

*

Wieczorem również druga części delegacji powróciła do Rzymu.

W niedzielę po nabożeństwie na Monte Cassino koncelebrowanym przez prymasa Józefa Kłąba, w którym wzięły udział rzesze polskich emigrantów, w tym również tych przez władze PRL-u szczególnie wyklętych, Szwendała spotkał sie z grupą wybitnych przedstawicieli polskiej emigracji. Pojawił się tam pisarz Gustaw Hering-Styczyński, z Ameryki doleciał meblista Masław Ciłosz, znalazł się też były dyrektor Radia Wolna Europa, słynny „Kurier z Warszawy” – Jan Starszak-Rzeczysławski. Każdemu z nich Szwendała poświęcił co najmniej kwadrans indywidualnej rozmowy. Najdłużej, bo do późna w nocy, rozmawiał nowy premier ze Starszakiem w celi udostępnionej przez ojców benedyktynów.

– Potrzebuję rady – powiedział mu. – Rady i pomocy. Niestety kiedy proponuję pańskim znakomitym kolegom szybki powrót do kraju i natychmiastowe włączenie się w nurt przemian, wahają się, zwlekają...

– Trudno się dziwić. Jesteśmy starzy – westchnął Rzeczysławski. – Gdyby „Solidność” zwyciężyła dziesięć lat temu, miałby pan jeszcze do dyspozycji trochę dawnych dowódców, polityków... Teraz mało już kto żyje, a jeśli nawet żyje, to nie nadaje się do czegokolwiek. Z kolei druga generacja emigrantów często nie mówi po polsku, ma ułożone swoje życie, interesy, i nie jest gotowa rzucać wszystkiego, i iść na niepewne...

– A gdybyśmy dali im możliwość robienia podobnych interesów w kraju Ojców, z możliwością preferencji, większych zysków. Chciałbym, żeby polską przedsiębiorczość rozwijali Polacy, a nie uwłaszczeni sekretarze partyjni.

– Musiałyby wcześniej zniknąć przeszkody biurokratyczne i powstać gwarancje stabilności. I to szybko.

– Sęk w tym, że nie bardzo ma to kto wdrażać. Otaczają mnie albo poczciwi opozycjoniści, którzy umieją głównie gadać, a jedyne przedsiębiorstwo, jakie prowadzili, to podziemna drukarnia, albo partyjni rewizjoniści, którzy całe życie marzyli wyłącznie o reformowaniu socjalizmu i teraz nie wiedzą, co robić, gdy ten ustrój można jedynie wyrzucić na śmietnik.

– Chce pan przywrócić w Polsce kapitalizm? – zdziwił się Starszak.

– Chcę, aby ludziom chciało się pracować, pociągi odchodziły punktualnie, towar gonił człowieka, a nie człowiek za towarem, a emeryci po ciężko przepracowanym życiu mogli jeździć na wczasy do Grecji i Egiptu.

– Fantasta z pana premiera!

– Tylko marzycielom udawało się coś zdziałać na tym świecie.

– Ma pan jednak świadomość oporu materii, siły protestów, które wzbudzą niezbędne reformy? Wie pan, ilu z pańskich dzisiejszych klakierów to wilki w owczej skórze, jak ogromna była komunistyczna agentura i jak wielu z dzisiejszych „rycerzy odnowy” nadal jak pies Pawłowa gotowych jest reagować na komendę oficera prowadzącego?

– Niestety wiem. Powinienem z dnia na dzień zwolnić wszystkich pracowników kancelarii i ministerstw, tylko skąd mam wziąć fachowców?

– Trzeba umieć szukać, zresztą sami się ujawnią. Poza tym paru mógłbym panu polecić...

– Na przykład.

– Mam kontakt z pułkownikiem Ryszardem Kuklinowskim...

– Ale on dostał wyrok śmierci...

– Od władz PRL-u. Jak wielu spośród nas. A słyszał pan o profesorze Rafale Pyzie-Koperczyńskim?

– Nie.

– Nic dziwnego, nie lubi rozgłosu. Jest znakomitym wynalazcą i potentatem w branży ekonomicznej. Na dodatek filantropem i wielkim polskim patriotą. Na dodatek wybitnym ekonomistą, który w wolnych chwilach wykłada na Uniwersytecie Stamford...

– To świetnie. Do tej pory spotykałem z tej branży wyłącznie komuchów i półkomuchów. 

– Spróbuję go namówić, żeby pojechał do kraju. Ale skoro mówimy o kadrach, chyba nie w ekonomistach leży najgorszy problem! Najbardziej na pana miejscu obawiałbym się oporu tajnych służb, szefostwa armii zbolszewizowanej do cna, której kadra kształciła sie w Moskwie, i zapewne do dziś zachowała rozmaite powiązania.

– Wiem, panie Janie, wiem. Dziś trochę przycichli, patrzą, co zrobimy, i czekają, kiedy powinie mi się noga.

– Oczywiście, wystarczy przecież byle kryzys, prawdziwy lub sztuczny, a przegrupowawszy siły, skoczą pańskiej ekipie do gardła.

– Mówi pan dokładnie to samo co moi doradcy i biedaczyna Małopolski:„Przeszłość należy odkreślić grubą kreską, dać im bogacić się, a samemu przeprowadzać ostrożne reformy”.

– Wcale tego nie mówię. Jestem przekonany, że trzeba wykorzystać koniunkturę, tyle że trzeba wyjątkowego sprytu. Mam też dla pana premiera kilka pomysłów...

– Słucham uważnie.

Od spotkania z papieżem, a jeszcze bardziej ze Starszakiem-Rzeczysławskim, Lew, co natychmiast zauważył Drzymałko, chociaż mocno zmęczony, tryskał optymizmem. Wyglądał na człowieka, któremu spadł kamień z serca i opaska z oczu.

– Wiem już, co robić, aby się wyrobić! – zwierzył się rzecznikowi, choć szczegółów nie zdradzał.

Na luzie przeprowadził zaplanowane rozmowy, znalazło się wśród nich i robocze śniadanie z premierem Włoch, i wizyta w Kwirynale u prezydenta Republiki, i liczne spotkania w rzymskim parlamencie. Zostawiając meritum ministrom, Szwendała ograniczył się do gładkich i optymistycznych formuł i ścigany fleszami fotoreporterów powrócił do kraju. Ale jakie miał plany? Wszystkich nie znał nikt – Jarosław Indykiewicz poznał zapewne większość z zaplanowanych przedsięwzięć, rzecznik Drzymałko mniejszość, a Wachmistrzowski zgoła nic, i bardzo nad tym bolał.

 

Odcinek publikowany jest z opóźnieniem z powodu wczorajszych problemów technicznych. Na następny odcinek zapraszamy dziś o godzinie 22.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka