Marcin Wolski Marcin Wolski
652
BLOG

Marcin Wolski, "Cud nad Wisłą" – odcinek dwudziesty drugi

Marcin Wolski Marcin Wolski Polityka Obserwuj notkę 1

 

*

Parę pokojów dalej, w pomieszczeniu zajmowanym przez dział miejski przemówienia słuchał przez radio Kamil. Zastanawiał się, jak przeżywał to jego dziadek. Starszy pan od kilku miesięcy żył w euforii, jakby ubyło mu pięćdziesiąt lat. Teraz na wszelki wypadek zadzwonił do niego, bał się, że nadmiar wrażeń może go zabić. Ale starszy pan nie zamierzał jeszcze odchodzić do swych współtowarzyszy z Bitwy Warszawskiej.

– Dożyłem, dożyłem! – powtarzał w uniesieniu. A kiedy wnuk zaproponował mu, żeby na wszelki wypadek łyknął coś na serce, odpowiedział:

– Świat zrobił się zbyt ciekawy, żeby umierać!

W tym samym czasie Kasia Bogucka śledziła przemówienie na ekranie małego telewizora w kuchni, kończąc zmywanie talerzy. Kiedy kamerzysta panoramował salę i sięgnął galerii, z niepokojem poszukała wzrokiem kozłobrodego cudzoziemca. Nie było go. Dostrzegła natomiast błękitną damę. Twarz jej wyrażała ogromną radość, ale palcami ocierała łzy, które musiały zakręcić się jej w oczach.

Głosowanie w Sejmie okazało się formalnością. Przyjęto skład gabinetu bez głosów przeciwnych, przy zaledwie ośmiu wstrzymujących się. Odetchnęła. Od paru dni żyła w znacznym napięciu, jej uczucia wobec Kamila stawały sie coraz gorętsze, a pieszczoty coraz odważniejsze. W czwartek pozwoliła dotknąć swoich piersi, w piątek dopiero po dłuższej chwili odsunęła rękę buszującą w jej majteczkach. Zastanawiała się, co by powiedziała jej matka. Niestety do soboty Olimpia nie objawiła się jej ani razu.

Toteż w niedzielę obiecała wpaść do Kamila do domu. Wiedziała, że jego matka wybierała się na brydża i jak zwykle nie powinna wrócić przed drugą w nocy...

Na myśl o randce odczuwała strach i podniecenie. Nie potrafiła ustalić proporcji. „A może miejmy to wreszcie za sobą!”.

*

Stan powszechnej euforii, która zapanowała w parlamencie i całej Polsce, Szwendała udatnie grający rolę nieco zagubionego prostaczka wykorzystał do dwóch posunięć niekonsultowanych z nikim.

Błyskawicznie zdymisjonował prezesa Radiokomitetu, obleśnego gnoma Jerzego Turbana nazywanego przez naród „Goebbelsem stanu oblężenia”, a także wstawił na wakujące stanowisko naczelnego „Tygodnika Solidność” Piotra Bazickiego, wywołując furię w kręgach „warszawki” i bunt części zespołu z dotychczasowym zastępcą Janem Lokajczykiem na czele.

Na miejsce prezesa Turbana Małopolski planował mianować rusycystę ze słynnego przed laty teatrzyku studenckiego ITP Andrzeja Krwawicza i był z nim po słowie, z kolei siły starego układu bardzo chciałyby widzieć na tym posterunku gładkiego i wygadanego Aleksandra Goryczkę, jednak Szwendała nie miał zamiaru oddawać pola ludziom, do których nie miał pełnego zaufania.

– Łysi są fałszywi – powiedział z właściwym sobie wdziękiem, wyznaczając na to stanowisko twórcę podziemnej telewizji z Gdańska Mariana Trelickiego, miłego blondynka o łagodnym uśmiechu.

– A rudzi nie są fałszywi? – zapytał Wachmistrzowski, który za Trelickim nie przepadał, choć lubił popić z nim od czasu do czasu.

– Zależy, czy są obcy, czy nasi – zamknął dyskusję nowy premier i sięgnął po czasopismo leżące na biurku. Ale ku zaskoczeniu Mietka nie był to nowy numer „Szaradzisty”, tylko kwartalnik politologiczny wydawany na Uniwersytecie Harvarda.

 

Na następny odcinek zapraszamy jutro o godzinie 18. Książka jest dostępna w sprzedaży od września.

 

 

 

 

 

 

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka