Marcin Wolski Marcin Wolski
681
BLOG

Marcin Wolski, "Cud nad Wisłą" – odcinek dwudziesty pierwszy

Marcin Wolski Marcin Wolski Polityka Obserwuj notkę 1

 

*

– Panie Marszałku, Wysoka Izbo! Rodacy! – zaczął swoje wystąpienie Lew Szwendała. – Przychodzę tu jako zastępca, aby dokończyć przemówienie, które rozpoczął dwa dni temu mój wspaniały przyjaciel, mądry i szlachetny człowiek „Solidności” Tadeusz Małopolski. Zwracam się do was z pokorą, ale jednocześnie ze świadomością, że nie stać nas na marnowanie czasu. Że w obliczu wezwań i zagrożeń musimy wspólnie i zdecydowanie zająć się tym wielkim wspólnym dziełem, jakim jest Polska. Jestem tylko prostym robotnikiem, ale otacza mnie zastęp najświatlejszych umysłów Rzeczypospolitej. Będę starał się być silny ich mądrością. Pamiętam słowa Norwida, że „Ojczyzna to wielki zbiorowy obowiązek”, i wiem, że nie wystarczy o niej rozmawiać jak Polak z Polakiem, ale trzeba jeszcze działać ramię w ramię dla wspólnej pomyślności. Dlatego nie przychodzę dzielić, chociaż, jak pisał ongiś poeta: „Są w ojczyźnie rachunki krzywd”. W Polsce, którą zbudujemy, będzie miejsce dla każdego, kto zechce dla niej pracować. Zbyt wiele czasu zostało zmarnowane, zbyt wielu rodaków musiało ruszyć w świat, poznając smak gorzkiego, emigranckiego chleba.

Do nich się zwracam z tego miejsca: Wracajcie! Jesteście ojczyźnie bardzo potrzebni. Tak samo muszą powrócić ci, którzy wybrali emigrację wewnętrzną lub zostali na nią skazani. Muszą znaleźć się dla nich miejsca w mediach i na uczelniach, w administracji i wymiarze sprawiedliwości. Jedną miarą wspólną dla wszystkich będą kwalifikacje i lojalność wobec państwa. Naszego państwa!

Zgoda buduje, ale tylko wówczas, kiedy pozwólcie, że odwołam się do innego poety: „Prawo znaczy prawo, a sprawiedliwość sprawiedliwość” – tu wykorzystał burzę zrywających się oklasków, aby popić wody ze szklanki. Co ciekawe, do tej pory nie pomylił się ani razu, a przecież dotąd zawsze miał kłopoty z czytaniem swoich wystąpień.

– Co on kombinuje? – oglądający wystąpienie były premier i aktualny pierwszy sekretarz Postępowego Zjednoczenia Polskich Rewolucjonistów Mieczysław Krabik nie mógł pozbyć się wrażenia, że ogląda jakiegoś aktora, parodystę, mistrzowsko udającego Szwendałę. Gesty były te same, akcenty też, ale reszta? Dziś ten człowiek, którego od pamiętnego lata 1980 uważał za prostaka i drobnego żulika, sprawiał na mównicy sejmowej wrażenie pełnokrwistego męża stanu, świadomego do końca, co mówi. „Świetnie go wytrenowali!” – zapisał później w swoich notatkach. „Możemy mieć z nim większe kłopoty, niż pierwotnie myśleliśmy”.

– Musimy pokonać pętające nas uczucie beznadziejności – ciągnął dalej premiero-robotnik. – Zdobyć się na odwagę stwierdzenia, że nasz los jest w naszych rękach i tylko od nas zależy, czy wygramy Teraźniejszość i Przyszłość. Dlatego pójdziemy drogą reform i ogólnonarodowej zgody. Drogą „Solidności”. Do lepszego i bezpieczniejszego świata. Do zasobniejszej i szczęśliwszej Polski. Tak nam dopomóż Bóg.

– Kurwa mać, kto mu to napisał?! – krzyknął Adaś Pysznik obserwujący transmisję na telewizorze w swoim gabinecie.

W Sejmie zapanowała donośna wrzawa, a Lew schodząc z mównicy, pokazał w stronę kamer słynnego zwycięskiego „króliczka”.

 

Na następny odcinek zapraszamy jutro o godzinie 18. Książka jest dostępna w sprzedaży od września.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka