Marcin Wolski Marcin Wolski
931
BLOG

Marcin Wolski, "Cud nad Wisłą" – odcinek osiemnasty

Marcin Wolski Marcin Wolski Polityka Obserwuj notkę 1

 

 

*

Kiedy wyszedł z redakcji, było jeszcze dość wcześnie, postanowił więc wpaść do Andrzeja Felgiewicza, którego starzy mieli piękne mieszkanie w pobliżu Łazienek. Mieszkanie, od czasu kiedy jego starzy się rozwiedli, a towarzysz Felgiewicz senior zamienił się z radcy handlowego na obrotnego dyrektora spółki z kapitałem mieszanym, przeważnie stało puste. To sprawiało, że Andrzej uznawany był za dziecko szczęścia. Miał reprezentacyjne lokum i stały dopływ gotówki zza granicy. W połączeniu z miłą aparycją, wygadaniem i światowym obyciem tworzyło to wybitnie rozrywkowy koktajl. Kamil długo nie miał pojęcia, że Andrzej wrócił do Polski. Felgiewicz z kolei nie miał telefonu do jego nowego mieszkania, toteż musieli wpaść na siebie na ulicy (konkretnie obok wyborczej kwatery „Solidności” mieszczącej się w lokalu Niespodziewajka na Placu Poprawek do Konstytucji).

Szybko okazało się, że stara przyjaźń nie rdzewieje. Zwłaszcza że Andrzej miał wszystko to, czego Kamilowi brakowało: pieniądze, powodzenie u kobiet, pewność siebie i permanentnie wolną chatę. A że nie pasjonowała go polityka? Nikt nie jest doskonały.

Zastał kolegę samotnie oglądającego jakiegoś pornola na video, mocno zmarnowanego po wczorajszej balandze. Wyglądało na to, że dramatyczne wydarzenia w Sejmie w ogóle go nie interesują.

– Jak ci poszło z tą dupcią? – zapytał na wstępie, wyciągając dla niego piwo z lodówki.

– Nieźle – odparł.

– Nieźle, znaczy fatalnie – na swój sposób odczytał informację. – Nie mów tylko, że jej nie przerżnąłeś.

– Nie było gdzie – mruknął wymijająco. Nie bardzo chciał się tłumaczyć ze swego stanu ducha.

– No to rozumiem, że masz ciągle pełen magazynek – ożywił się Jędrek. – Pamiętasz te dwie bliźniaczki z ASP. Mogę do nich zadzwonić i zaraz tu wpadną.

– Nie jestem w nastroju.

– Nie mów mi tylko, że się zakochałeś, bo stracę do ciebie resztkę szacunku.

– Nie wiem – odparł szczerze – ale jakoś na razie nie mam ochoty na nic innego.

– Jak chcesz. Zresztą teraz przypomniałem sobie, że te dwie przyszłe artystki jeszcze nie wróciły z pleneru w Kazimierzu. A propos, chyba ci jeszcze nie mówiłem: dostałem robotę w radio. Szukają nowych, nieskompromitowanych głosów i uznali, że mój będzie jak ulał.

Kamil miał na końcu pytanie, jak możliwy był angaż, skoro Andrzej poza jakimiś zaczętymi studiami za granicą nie ma praktycznie żadnego wykształcenia, ale wyraźnie ci, co zatrudnili Felgiewicza, nie przejmowali się takimi drobnostkami.

*

Ku zaskoczeniu wszystkich przewodniczący i potencjalny premier nie chciał się z nikim naradzać, odrzucił także ofertę wywiadu dla telewizji. Oficjalnie mówił o zmęczeniu, a nieoficjalnie swym najbliższym, że musi się pozbierać i odzyskać równowagę ducha.

Gdyby mógł się komuś zwierzyć, powiedziałby: „Skoczyłem na główkę do basenu, nie sprawdzając, czy jest w nim woda. Była, ale teraz zastanawiam się, czy w ogóle umiem pływać...” Niestety nie miał takiego powiernika.

Kazał wieźć się Mietkowi na Stare Miasto. Katedra była otwarta. Przygarbiony wszedł do ciemnawego wnętrza, nie zwracając niczyjej uwagi, skręcił w boczną nawę i klęknął przed wizerunkiem Zbawiciela na krzyżu. Legenda mówiła, że tej cudownej rzeźbie Chrystusa przez całe wieki rosły włosy tak intensywnie, że co pewien czas niewinne panny musiały mu je obcinać. Niestety pewnego razu trafiła się jedna fryzjerka niespecjalnie już niewinna i włosy przestały rosnąć.

Modlitwa zwykle przynosiła przewodniczącemu uspokojenie, rozjaśniała umysł, koiła emocje choleryka. Tego dziś potrzebował bardzo. Impulsywnie zgodził się na premierostwo, co nie znaczy, że się nie bał. Nie odpowiedzialności wobec Boga i historii, na banie się „w tym temacie” miał jeszcze sporo czasu, chwilowo też nie zastanawiał się, jak podoła ogromowi zadań. Najbardziej obawiał się o swoje zdrowie. A jeśli ta druga osobowość, która zapanowała nad starą, była sygnałem schizofrenii? Jeśli następnym krokiem będzie jakieś szaleństwo, którego nie zdoła okiełznać? Publicznie zacznie bredzić albo rozbierze się do naga na sali plenarnej?

„Chyba powinienem pójść do jakiegoś lekarza” – pomyślał. Wiedział jednak, że teraz tego nie zrobi. „Premier-elekt na konsultacjach u psychiatry” – dopieroż pismacy mieliby używanie.

Dobrze byłoby z kimś pogadać, ale do kogo mógł mieć zaufanie? Popatrzył na klęczących w nawie głównej współpracowników. Pull był miłym kompanem, idealnym do załatwiania spraw drobnych. A Mietek? Znali się tyle lat, a pozostawał dla niego zagadką. Nie potrafił przejrzeć, co kryło się pod maską „brata łaty” i „duszy towarzystwa”. Zwykły cwaniaczek, który dorobił się w Londynie na prostowaniu skasowanych samochodów za pomocą tamtejszych latarń i linki holowniczej, czy ktoś dużo bardziej świadomy...? Ania Makuszyńska twierdziła, że jest on człowiekiem służb, kto wie, czy tylko tych krajowych, ale stara podejrzliwa suwnicowa również samego Szwendałę uważała za agenta „Ciulka”...


Na następny odcinek zapraszamy w poniedziałek o godzinie 17.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka