Marcin Wolski Marcin Wolski
907
BLOG

Marcin Wolski, "Cud nad Wisłą" – odcinek szesnasty

Marcin Wolski Marcin Wolski Polityka Obserwuj notkę 1

Zaśmiali się i wyszli. Szwendała purpurowy z gniewu wyjrzał za nimi. Błyskawicznie rozpoznał w młodym aktywiście byłego ministra sportu Aleksandra Goryczkę. „Gdzie zdążyli się tak skumplować? Przecież towarzysz Goryczko nie należał raczej do Czerwonego Harcerstwa?”.

Pod wieczór spotkali się we własnym gronie Klubu Obywatelskiego. Ton nadawali Wacek Turoń, profesor Hajduk, redaktor „Ekspresu Wyborczego” Adam Pysznik oraz bracia Jarek i Leszek Indykiewicze, rezolutne bliźniaki jednosenatowe. Z Gdańska dojechał jeszcze Piotr Kpina Nowotka, dotychczasowy rzecznik Szwendały, oraz inżynier Jacek Cyrkiel. Ostatnie doniesienia ze szpitala wskazywały, że operacja pana Tadeusza dobiegła końca, choć nie było wiadomo, czy i kiedy odzyska przytomność. Zgromadzeni mądrzyli się, przebijali pomysłami, a Szwendała zastanawiał się, co by powiedzieli, słysząc z jego proletariackich ust jakiś cytat z Toqueville’a czy Machiavellego poparty odwołaniem do „Psychologii tłumu” Le Bona czy „Buntu mas” Ortegi y Gasseta. Najlepiej w języku oryginału. Nawet dla Pysznika miał pewną złotą myśl ze spuścizny Hannah Arendt „o banalności zła i polityce jako obietnicy”. Nie zamierzał jednak rezygnować ze swej dotychczasowej roli, a zwłaszcza imidżu (profesor Hajduk z uporem używał francuskiego terminu image).Tym bardziej że nie miał żadnej pewności, czy nagła aktywność jego nieczynnej dotąd części mózgu nie zniknie za jakiś czas jak katar lub trądzik młodzieńczy.

Pozwoliwszy wygadać się jajogłowcom, poprosił o konkretne propozycje. Większość zgadzała się, że trzeba desygnować nowego kandydata na premiera choćby na krótki okres, zanim pan Tadeusz wróci do zdrowia. Lew popatrzył na Hajduka. Ten milczał spowity w aromatyczny dym z fajki. Ciekawa sprawa, im więcej mówiono o wymaganiach, jakie spełniać powinien ich wybraniec, oraz przymiotach, które winny go cechować, profesor zdawał się pęcznieć i pęcznieć mimo wypuszczania całych kłębów dymu. Wiedział, że jest jedynym kandydatem i nie mógł się doczekać klepnięcia ze strony przewodniczącego.

– Można rozważać, co zrobiłby w takiej sytuacji generał Go Gol... – zaczął Kpina Nowotka, ale nie skończył, bo natychmiast odpalił mu Jarek Indykiewicz:

– Każdy wie. Tylko najpierw trzeba mieć Go Gola. Po tych podobnych utarczkach słownych zabrał głos Adaś Pysznik. Jak zwykle kiedy był podniecony, zaczął od jąkania, co nawiasem mówiąc znakomicie wymuszało milczenie słuchaczy, ale w miarę jak mówił, jego mowa robiła się coraz bardziej potoczysta.

– W zasadzie – powiedział – lilista naszych kandyddatów jest bardzo krótka. Oczywiście istniejeje jejeden kandydat bezdyskusyjny, któreremu w tym trudnym czasie premierorostwo należy się jak psu bububuda...

– Kto? – przerwał mu Szwendała. Czuł w sobie narastającą falę wręcz straceńczej determinacji.

– Ty, Llelewku – odparł z promiennym uśmiechem Pysznik. – Całe nasze nie... nieszczęście polega na tytym, że ty tej gogodności nie przyjmiesz?

– Tak uważasz? – przewodniczący potoczył wzrokiem po zgromadzonych. – A ja ci odpowiem: biorę to!

– Co takiego? – zdumiał się Adaś. – Zostaniesz premierem?

– Jeśli Karuzel mnie desygnuje, wejdę w to! Dla dobra Polski.

Pysznik chciał jeszcze coś powiedzieć, ale powstrzymało go znaczące mrugnięcie Hajduka. Było w nim i rozbawienie, i swoista ulga. Grymas ust mówił jeszcze więcej: „Dajmy mu te zabawki, skompromituje się i nareszcie będziemy mieli go z głowy”.

– Tto doskonała proppozycja! – podsumował Adaś. A Jarek Indykiewicz pobiegł do dziennikarzy, nie czekając, aż przewodniczący się rozmyśli.

 

Na następny odcinek zapraszamy jutro o godzinie 18.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka